||

Futbol, futbol, futbol, przeżyjmy to jeszcze raz – cz. V

Sędzisław i Wrocław. Treningi w Sołtysowicach, granie w Sędzisławiu.
Pod koniec poprzedniego odcinka wspominałem o okolicznościach mojego powrotu do Wrocławia. Był to właściwie początek V części tej historii, ale w związku z “okresem przejściowym” (granie w Sędzisławiu, treningu w Sołtysowicach i później w Pruszowicach) pisałem o tym już pod koniec poprzedniej części. Chłopaków z Sołtysowic miałem okazję poznać i trenować z nimi przez około 2 miesiące, więc nie było zbyt dużo czasu na lepsze poznanie się, ale z wieloma zawodnikami z Sołtysowic miałem później okazję grać w wielu spotkaniach w przeciwnych drużynach i zawsze była okazja przybić piątkę i zamienić kilka słów przed i po meczu. Będzie jeszcze okazja napisać o tym nieco więcej.

Baza treningowa w Pruszowicach i zarys sytuacji w tabeli
Wraz z końcem sezonu okazało się, że Sołtysowice po wielu latach stabilnej pracy i pięcia się w górę tabeli, ale jednak bez upragnionego awansu postanowiły “spróbować czegoś innego” i zakończyły współpracę z Trenerem Markiem Jasińskim. Odbyło się miłe spotkanie na zakończenie sezonu, wszyscy pożyczyli sobie powodzenia “na nowej drodze piłkarskiego życia” i poszli w swoją stronę – Sołtysowice rozpoczęły przygotowania do nowego sezonu z nowym trenerem i nowymi nadziejami na awans za rok, a Trener Jasiński zaczął rozpatrywać oferty z innych klubów.

Najbardziej konkretna przyszła ze strony “Dzików z Pruszowic”, czyli Dębu Pruszowice i tam Trener rozpoczął przygotowania do kolejnego sezonu. W Pruszowicach postawiono na jakość murawy i budowę oświetlenia, na drugi plan odkładając temat budynku klubowego. Szatnie z prysznicami i pomieszczenie gospodarcze mieściły się w dużych kontenerach.

Budynek klubowy w Lesku Sędzisław był murowany i przestronny. Pod tym względem Pruszowicom było do Lesku daleko. Jednocześnie nie można było porównać jakości murawy w Pruszowicach. System nawodnienia (przypominam, mówimy o klubie b-klasowym), gęsta trawa i oświetlenie sprawiały, że aż się chciało grać w piłkę! Pod tym względem to Lesk miał co robić – brak oświetlenia chociażby powodował, że w rundach jesiennych treningi odbywały się tylko do drugiej połowy września, a potem pozostawały już tylko mecze, bo za szybko robiło się ciemno, a zorganizowanie treningu na 15.00 było po prostu niemożliwe, bo mówimy przecież o klubie amatorskim, gdzie wszyscy zawodnicy pracują albo się uczą.

Być może nowoczesny budynek klubowy w Pruszowicach, a oświetlenie i nawodnienie murawy w Sędzisławiu kiedyś powstaną, ale w obu tych przypadkach mówimy o inwestycjach idących z grube setki tysięcy złotych albo nawet więcej. Oba kluby postawiły na nieco inną kolejność rozwijania projektu, ale do celu można dojść różnymi drogami. Budowa klubu to proces długotrwały – krok po kroku można dojść naprawdę daleko. Każdy idzie swoim tempem stawiając sobie mniej lub bardziej ambitne (i realne) cele.

Murawa i oświetlenie w Pruszowicach robiły wrażenie, więc pozostało mi tylko poznać nowych ludzi i napisać kolejny rozdział mojej piłkarskiej historii. O naszych ustaleniach dotyczących mojego udziału w treningach w Pruszowicach i późniejszym dołączeniu do drużyny w pełnym wymiarze (treningi+mecze) już wspominałem w poprzedniej części. Miałem zatem blisko na trening – jakieś 4 kilometry – i daleko na mecz – jakieś 124 kilometry. Tak miało być przez rundę jesienną sezonu 2021/22, a na wiosnę miałem zamienić jeleniogórską b-klasę na wrocławską b-klasę i prawie wszystko się sprawdziło. Dlaczego prawie?

Nieoczekiwany awans.
Bo tuż przed rozpoczęciem kolejnego sezonu okazało się, że Dąb Pruszowice zagra w upragnionej a-klasie! Jak do tego doszło? Sezon covidowy 2019/20, który nie został dokończony w uwagi na sytuacje w kraju i na świecie był dla Dębu dość słaby, ale już przez cały kolejny sezon (2020/21) Dąb walczył zaciekle o awans do a-klasy. Zabrakło niewiele, a doszło do tego w wyniku połączenia wydarzeń boiskowych z tymi “przy zielonym stoliku”. Ciekawa sprawa: “zielony stolik” nie ma nic wspólnego z zieloną murawą – to wyrażenie pochodzi od zielonych sukien stołów, przy których dawniej pracowali urzędnicy. Stoły pokryte zielonym suknem były powszechne w biurach administracyjnych i sądowych. Decyzje, które najpierw (być może) odebrały awans Dębowi były decyzjami podjętymi administracyjnie przez Dolnośląski Związek Piłki Nożnej. Jednak już chwilę później przy tym samym “zielonym stoliku” zapadła inna decyzja: Dąb Pruszowice jako wicemistrz grupy IV wrocławskiej b-klasy został zaproszony do rywalizowania w kolejnym sezonie (2021/22) w grupie I wrocławskiej a-klasy! Podobno ktoś się wycofał, ale jakie to ma znaczenie?!

Co za okazja, powiecie! Tyle trudu klub włożył w awans, ale ostatecznie czegoś zabrakło. I oto nagle taka wiadomość, sprawiedliwości stało się zadość, można powiedzieć!

Było to na tyle nagłe i niespodziewane, że Dąb Pruszowice musiał rozegrać spotkanie pierwszej kolejki 18 sierpnia 2021, chociaż pierwsza kolejka a-klasy odbyła się trzy dni wcześniej. Dlaczego? Bo drużyna szykowała się do ruszającej tydzień później b-klasy i o propozycji gry w wyższej klasie rozgrywkowej dowiedziała się zbyt późno, żeby zorganizować mecz pierwszej kolejki nowego sezonu w terminie.

Niezależnie od wszystkiego w sezonie 2021/22 Dąb Pruszowice grał w I grupie wrocławskiej a-klasy! A ja miałem dołączyć do grania od rundy wiosennej, trenując jesienią w Pruszowicach i grając ostatnią rundę w Sędzisławiu.

Reputacja Pruszowic
Kiedy dowiedziałem się od Trenera Jasińskiego o Dębie Pruszowice zacząłem przeglądać internet w poszukiwaniu informacji o klubie. Już pierwsza wiadomość była z gatunku robiących wrażenie – Dąb Pruszowice wyrzucony z ligi za chuligańskie zachowanie!
Artykuł opublikował portal weszlo.com (artykuł tutaj: https://weszlo.com/2020/11/14/dab-pruszowice-wykluczenie, ale też w innych mediach sportowych (m.in. w podlegającym pod gazeta.pl portalu sport.pl (artykuł tutaj: https://www.sport.pl/pilka/7,64946,26511787,polski-klub-wyrzucony-z-rozgrywek-przegieli-po-calosci-wystarczy.html).

Po takich wiadomościach nasuwa mi się skojarzenie z drużyną FC Wimbledon, czyli sensacyjnych zdobywców Pucharu Anglii w 1988 roku. “Szalony Gang”, jak ich nazywano to była grupa boiskowych zakapiorów, rzezimieszków, drwali, którym przewodził Vinnie Jones, który zasłynął przygotowaniem poradnika dla graczy o tym, jak faulować, żeby sędziowie nie widzieli. Co ciekawe, został za to ukarany karą pieniężną i dyskwalifikacja na kilka spotkań, ale postępowania nie zmienił. Po latach zakończył karierę piłkarską i zaczął występować w filmach. Najlepiej czuł się w rolach brutalnych łamignatów i w tych rolach jest obsadzany do dziś. Krótko mówiąc: “nie moje klimaty”.

Przeglądając takie artykuły zwykle przeglądam też komentarze do nich, żeby wyrobić sobie opinię z więcej niż jednego źródła i zobaczyć więcej niż jeden punkt widzenia. Tak było i tym razem, a widząc te komentarze przypomniała mi się całkiem inna historia, zupełnie niezwiązana z piłką nożną, ale pokazująca ogólne mechanizmy funkcjonujące w mediach.

Było tak: kiedyś moja żona Kasia prowadziła w Lubawce restaurację Gruba Łycha. Niedługo (jakieś dwa lata) po jej otwarciu skontaktowała się z nią pani dziennikarka z lokalnego tygodnika z prośbą o rozmowę, bo redakcja otrzymała skargę od mieszkańców budynku sąsiadującego z restauracją. Mieszkańcy obawiali się, że w magazynie zalęgną się szkodniki. Obie panie spotkały się i porozmawiały. Skarga dotyczyła pomieszczenia magazynowego w tym sąsiadującym budynku. W tym pomieszczeniu przechowywaliśmy wyłącznie zastawę stołową na większe imprezy, a także dodatkowe ławki i krzesła na imprezy wyjazdowe. Kasia wyjaśniła, że magazyn nie służy przechowywaniu żywności (bo od tego mamy całe zaplecze w samej restauracji) i wydawało się, że artykuł wyjaśni wątpliwości mieszkańców tego budynku i będziemy mogli spokojnie funkcjonować. Jakież było nasze zdziwienie po kupieniu tygodnika i przeczytaniu tego “artykułu”.

Okazało się, że wywiad z jedną z właścicielek restauracji (czyli Kasią) nie był kompletnie do niczego potrzebny. Teza była znana wcześniej i żadne argumenty nie mogły jej zmienić. Dowiedzieliśmy się zatem, że spokojnym mieszkańcom sąsiadującego z restauracją budynku grozi plaga gryzoni i robactwa! Wszystko to ilustrowane, a jakże, zatroskanymi twarzami przerażonych mieszkańców bloku i ogólnie wylewająca się z treści artykułu “atmosfera tajemniczości i grozy”.

Postanowiliśmy zignorować ten artykuł i tę sprawę wychodząc z założenia, że szanse na zmianę myślenia mieszkańców lub internautów poprzez rzetelne przedstawienie tematu od drugiej strony (czyli naszej) są bliskie zeru. Nawiasem mówiąc, kiedy po pewnym czasie zrezygnowaliśmy z najmowania tego pomieszczenia miasto Lubawka będące właścicielem tej nieruchomości przeznaczyło je na lokum zastępcze dla „trudnej rodziny”. Bywało tak, że nowi lokatorzy rozpalali w środku ognisko spalając meble, żeby było ciepło. Wtedy rzeczywiście można było mówić o grozie…

A przecież specyfika mediów jest taka, że czasami teza jest już zawarta w tytule, a tytuł musi być klikalny. Pochylając się na chwilę nad artykułem na sport.pl zwróćmy uwagę na jego konstrukcję: „Polski klub wyrzucony z rozgrywek. ‘Przegięli po całości. Wystarczy. Dosyć'”. Podobnie jak jeden z komentujących ten artykuł internautów zwróciłem uwagę na jego cel: zmusić jak największą liczbę osób do kliknięcia w link. Co wydarzy się potem, to już nieistotne. Artykuł na weszlo.com był zatytułowany: „Dąb Pruszowice wykluczony z ligi za groźby. ‘Przegięli po całości'”. Widać różnicę? Na sport.pl nacisk położony na „polski klub” – mało razy zdarzało się, że polskie kluby dostawały kary za różne przewiny albo “przewiny” na szczeblu europejskim? Widząc taki link można sobie pomyśleć: „Co też takiego Legia/Lech/Raków/Śląsk/ktoś jeszcze nawywijał, że aż go wyrzucili z pucharów? Rozgrywki to przecież ogólny termin, a z polskiej ligi, to by ich chyba nie wywalili?” No i potem klika i widzi, że chodzi o jakieś Pruszowice.

Kończąc temat mediów i ich sposobu pozyskiwania czytelników warto przeglądając internet mieć z tyłu głowy tak zwane Prawo nagłówków Betteridge’a, od nazwiska brytyjskiego dziennikarza, który je sformułował. Chwilę (5 lat) wcześniej pisał o tym inny brytyjski dziennikarz Andrew Marr, ale do szerszej świadomości trafiło pod nazwiskiem Betteridge’a. Założeniem tego prawa jest, że na każdy nagłówek w mediach zakończony znakiem zapytania można odpowiedzieć: „nie”. Widząc jakieś nadzwyczaj intrygujące pytanie w linku pamiętajcie o tym i po kliknięciu zobaczcie, czy i tym razem prawo to się sprawdziło. Ważna uwaga: to prawo dotyczy mediów, w środowisku naukowym tendencja jest raczej odwrotna. Warto o tym pamiętać!

Mając powyższe rozważania na uwadze postanowiłem wgłębić się trochę w ten temat: zaglądam zatem na profil Dębu Pruszowice na FB. I znajduję taki wpis: https://www.facebook.com/share/p/yy3XpsrdpQXY4ntc/

Ciekawie, drużyna, która pierwotnie została wyrzucona z ligi, potem dziwnym trafem dostaje obopólnego walkowera, bo nie było sędziego na meczu drugiej drużyny z trzecią i nie dało się ustalić rozsądnego sposobu rozwiązania tej kwestii.

Poznałem zatem wypowiedzi obu stron i dalej nie byłem w stanie wyrobić sobie opinii. Wiedziałem tylko, że każdy ma swoją prawdę i warto nie kierować się uprzedzeniami, tylko wyrobić sobie własną opinię, bez uprzedzeń i zakładania z góry określonych tez.

I taki też jest ten wpis – przedstawiam w nim moją opinię na temat wydarzeń w nim opisanych i moje spostrzeżenia na ich temat. Zapewne każda z osób zainteresowanych (i niezainteresowanych w sumie też) może mieć i będzie mieć swoje zdanie w tym temacie. I bardzo dobrze. Ważne, żeby umieć się różnić i dać sobie przestrzeń na odmienne poglądy. Nie tylko w sprawach sportowych, w życiu, po prostu!


I z takim zastrzeżeniem przechodzę już do mojej historii w Dębie Pruszowice.

Budowa z utrudnieniami. Zarządzanie ludźmi.

Na wstępie chcę zaznaczyć: okazało się, że w szatni poznałem normalnych chłopaków, żadnych tam łamignatów, boiskowych bandytów itp. Była to grupa świadomych, dobrze rozumiejących się ludzi, których wydarzenia z poprzedniego sezonu zahartowały i każdemu z nich dodały +10 do punktów doświadczenia.

Do takiej grupy trafił Trener Jasiński, a wraz z nim Michał Szczepaniak, Sławek Żywiecki i ja – trzej przyjaciele z boiska (prawie jak z piosenki, ale z tą różnicą, że żaden z nas nigdy nie był bramkarzem). Z Michałem i Sławkiem poznałem się na początku lat 90-tych XX wieku, na obozie piłkarskim w Błażejewku pod Poznaniem. Zresztą to właśnie wtedy całkowitym przypadkiem trafiłem do domku kempingowego z Michałem, z którym przyjaźnię się do dziś! Pamiętam też, że razem z nami w domku mieszkał Marek Jarzynowski (obecnie trener a-klasowego LKS Krzyżanowice) i bramkarz Filip Zagził (nie mam pojęcia, co u niego). To był mój pierwszy obóz piłkarski i to, że pamiętam go dziś tak dokładnie potwierdza tylko teorię, że zapamiętywanie (i uczenie się) na dużych emocjach przynosi znacznie lepsze efekty, niż bez emocji. Pamiętam na przykład swój pierwszy komputer, swojego pierwszego laptopa, pierwszą komórkę. Nad kolejnymi łatwiej przejść do porządku dziennego.

Oprócz Michała, Sławka i mnie do Dębu dołączyło jeszcze kilku zawodników, którzy wspólnie ze starą kadrą mieli stworzyć zespół na miarę a-klasy. Zadanie okazało się trudniejsze, niż początkowo można było przypuszczać. Plan był bowiem taki, że Trener Jasiński przychodzi do drużyny b-klasowej pomóc wywalczyć awans do wyższej ligi. W krótkim czasie po rozpoczęciu współpracy okazało się, że poziom wyzwania rośnie, bo trzeba będzie walczyć o utrzymanie, a nie o awans.

Wyniki nie były bowiem rewelacyjne. Wiele spotkań kończyło się wynikiem 2:3 albo inną jednobramkową przegraną. To z kolei zaczęło mieć wpływ na relacje w atmosferę w szatni i relacje zawodników z Trenerem. Drużyna nie była przyzwyczajona do zasadniczego sposobu prowadzenia zespołu przez Trenera, zaś Trener nie był w stanie zmienić zasad, które stosował w swojej pracy przez dekady.

W efekcie kadra zaczęła się wykruszać. Niektórzy zawodnicy nie akceptując nowych zasad i sposobu prowadzenia drużyny otwarcie rezygnowali z gry – do czasu zmiany na ławce trenerskiej.

Było widać, że obie strony (drużyna i Trener) męczą się ze sobą. Zapewne kilka zwycięstw pod rząd mogłoby oczyścić atmosferę i przywrócić równowagę. Nie pomagał jednak

Brak pewnego bramkarza i dużo kuriozalnych bramek
W każdej lidze pozycja bramkarza ma wielkie znaczenie. W niższych ligach bywa z tym problem. Kto ma bramkarza, który potrafi uratować swój zespół w sytuacjach (wydawałoby się) beznadziejnych, ten ma od razu przewagę nad innymi zespołami.

Niestety, bramkarze w Pruszowicach mieli taką cechę charakterystyczną, że niemal w każdym meczu potrafili zaprezentować niebywałą paradę, by chwilę później przepuścić bramkę, której (wydawałoby się) nie mieli prawa przepuścić.

Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że po rundzie jesiennej Dąb Pruszowice był na pozycji spadkowej i na wiosnę szykowała się wielka walka o utrzymanie a-klasy w Pruszowicach.

Walkower po błędzie proceduralnym
Przeniosłem się do Pruszowic już całkiem oficjalnie i szykowałem się do walki o utrzymanie w a-klasie. Runda zaczęła się od przegranej 1:4 z Victorią Orzeszków i potem przyszedł 20 marca 2022. Na własnym boisku zmierzyliśmy się z Piastem Lutynia, który też walczył o otrzymanie (nota bene, całą rundę wiosenną przeszli jak burza i spokojnie się utrzymali, rok później skończyli na siódmym miejscu, a na koniec sezonu 2023/24 cieszyli się z awansu do klasy okręgowej).

Po wielkich emocjach wygraliśmy na boisku 4:3, tracąc bramkę na 3:3 w 92 minucie meczu i potem strzelając na 4:3 w 94 minucie! Nadzieje na utrzymanie odżyły. Tymczasem rano okazało się, że wynik meczu został zweryfikowany na 0:3 – walkower dla przeciwników. Okazało się, że w wyniku niedopatrzenia w meczu wystąpił zawodnik, który powinien pauzować za cztery żółte kartki.

To, że system związkowy dopuścił w ogóle do wpisania zawodnika do kadry meczowej to dla mnie było jakieś wielkie nieporozumienie. Tak się jednak stało, nikt nie zwrócił na tę sprawę uwagi i w konsekwencji straciliśmy bardzo ważne punkty i pewność siebie.

Spadek
Pierwszy i, jak się później okazało, jedyny do tej pory sezon Dębu Pruszowice w a-klasie zakończył się pod koniec czerwca 2022 roku, ale o spadku wiedzieliśmy już na kilka kolejek przed końcem. Od początku czerwca mogliśmy już zacząć szykować się do nowego sezonu – ponownie w b-klasie. Dały o sobie znać coraz większe braki kadrowe – na jeden z meczów wyjazdowych pojechaliśmy w jedenastu.

Atmosfera, podziały, słabe wyniki i niezadowolenie z czasu gry niektórych zawodników
Ten sezon zakończył się rozczarowaniem, przygotowania do kolejnego nie napawały optymizmem. Dalej dało się wyczuć brak chemii na linii Trener-Drużyna i coraz więcej było przypadków niezadowolenia z niewystarczającej liczby minut na boisku niektórych zawodników.

Na domiar złego pierwsze spotkanie nowego sezonu zakończyło się naszą przegraną na własnym boisku 4:5 z drugą drużyną Tomtexu Wrocław. Prawie wszystkie bramki padły w ten sam sposób: po dośrodkowaniu, braku reakcji obrony i bramkarza. Po takich meczach można się zastanawiać, ile bramek trzeba strzelać, żeby jednak wygrywać takie spotkania?

Przegrany mecz, po którym Trener został zwolniony, ale drużyna o tym nie wiedziała
Drugi mecz to jeszcze większa klęska: 0:5 na wyjeździe z drugą drużyną Orła Pawłowice. Drużyna jest kompletnie rozbita, zamiast walki o awans już na początku sezonu zalicza dwie wpadki i ma okrągłe zero punktów na koncie. Tak się awansu nie wywalczy!

Zarząd Dębu Pruszowice musi działać. Podejmuje decyzję o zakończeniu współpracy z Trenerem Markiem Jasińskim. Trener i Zarząd wspólnie ustalają, że Zespół pozna szczegóły decyzji po zakończeniu nadchodzącego meczu u siebie, a do tego czasu nic się nie zmienia.

Ostatni mecz (o czym dowiadujemy się po meczu) z Silesią Szymanów
Gramy z najsłabszą drużyną w stawce. Co prawda my też nie mamy się czym pochwalić na początku rozgrywek, ale Silesia w pierwszych dwóch spotkaniach sezonu strzela trzy bramki tracąc osiemnaście. Idealny mecz na przełamanie.

Zaczynamy, mamy przewagę, wiele sytuacji. Szwankuje tylko skuteczność. Albo inaczej: cuda w bramce wyprawia młody bramkarz gości – Marcin Szumski. Wreszcie w 42 minucie Sławek Żywiecki podaje do Michała Szczepaniaka, który otwiera wynik, a dwie minuty później to Michał podaje, a tym razem ja strzelam. Do przerwy jest 2:0, a obie bramki są dziełem Michała, Sławka i moim. Później okazało się, że to były ostatnie wspólne akcje bramkowe z udziałem Sławka, Michała i moim. Na drugą połowę Michał i ja już nie wychodzimy, Sławek gra do końca, a goście z Szymanowa nie są w stanie utrzymać względnie korzystnego wyniku do końca i tracą kolejne bramki. Ostatecznie jest 8:0 dla Dębu. Jest 11 września 2022.

Przemowa Trenera, żal inny niż w Sołtysowicach.
W szatni radość szybko ustępuje pola ciszy. Trener drżącym z emocji głosem odczytuje oświadczenie, w którym informuje, że Zarząd Klubu podziękował mu za współpracę. Czy można było się tego spodziewać? Pewnie tak, ale szkoda, że nastąpiło to po rozpoczęciu nowego sezonu, a nie tuż po zakończeniu poprzedniego. Można było powiedzieć „Niestety, nie wyszło. Życzymy powodzenia” i uścisnąć dłoń na pożegnanie. W ten sposób zablokowana została możliwość zmiany klubu wszystkim tym, którzy chcieliby pójść za Trenerem – jeśli rozegra się choć minutę w meczu mistrzowskim, to następna możliwość zmiany klubu otwiera się w przerwie zimowej.

Stało się jednak, jak się stało. Uznałem, że spróbuję jeszcze zmienić podjętą już decyzję. Na czacie zawodników napisałem tak:

„Panowie, Czasami z artykułami z weszlo.com można się nie zgadzać, ale nagłówek wczorajszego artykułu mówi wiele: „Raków zmasakrował Legię 4:0, zwycięstwo w pełni zasłużone.” Wiecie, ten nagłówek pokazał różnice w podejściu do prowadzenia drużyny – Raków postawił na wieloletni projekt, Legia zdążyła zmienić tylu trenerów w ostatnich latach, że tylko fani „eLki” spamiętają. Wynik mówi sam za siebie. Wiem, że w drużynie piłkarskiej nie ma demokracji i decyduje Zarząd i dopiero w drugiej kolejności wyznaczony przez Zarząd Trener. Wiem, że jak powiedziało się „a”, to trzeba powiedzieć „b”. Ale wiem też, że między „a” i „b” jest jeszcze „ą”! Zdarzają się przypadki, gdy zawodnicy grają na zwolnienie trenera. Mam propozycję, żeby to odwrócić! Może Zawodnicy poproszą Zarząd o zmianę decyzji? Czyli to „ą” będzie oznaczać: plan długofalowy z ultimatum – albo awans albo zwolnienie Trenera, jeśli okaże się, że awans nie jest już możliwy. Na razie przegraliśmy dwa mecze, zostało jeszcze dużo kolejek. W jednym szkoleniu sprzedażowym (w którym uczestniczyłem) ktoś powiedział: pracujesz i nie ma wyników? Chcesz się poddać? Pewnie, możesz to zrobić! Tylko czy na pewno akurat teraz? Może odbiłeś się już dawno od dna, a do powierzchni zostało już bardzo niewiele? Ale tego się nie dowiesz, jeśli zrezygnujesz właśnie teraz. Czy Trener popełnił i popełnia błędy? Tak, jak dla mnie głównym jest brak wykorzystywania wszystkich zmian w trakcie meczów (poza wczorajszym). A czy my ich nie popełnialiśmy i nie popełniamy? To nie Trener nie upilnował zawodnika przy wolnym (tylko ja, dwa tygodnie temu). To nie Trener nie trafił czysto w piłkę z pola karnego i nie było bramki (tylko ja, wczoraj). Każdemu z nas można będzie wytknąć sytuację, że mógł zachować się lepiej… Trafiłem do Dębu poprzez osobę Trenera (przeniosłem się z klubu oddalonego od mojego nowego domu we Wrocławiu o 100 km, klubu w którym grałem przez sześć lat – w Serie A i w Serie B), więc może nie jestem w pełni obiektywny, ale widzę, że wiele rzeczy już funkcjonuje inaczej. Na przykład, na pewno nie będzie już walkowera za kartki! Ja osobiście chciałbym poprosić Zarząd o rozważenie takiego rozwiązania, a Was o wypowiedź: co myślicie? Bo ja uważam, że plan, który zapewniał Trener, jego zaangażowanie, organizacja, smsy i maile, statystyki i wizja są nam bardzo potrzebne! Jeśli myślicie tak jak ja, żeby Trener mógł dokończyć pracę, którą zaczął, to napiszcie to tutaj!”

Pewnie domyślacie się, jaki był efekt tej „petycji”. Gdyby spotkała się z pozytywnym przyjęciem, to możliwe, że część V tej historii byłaby (jak dotąd) ostatnią. Tak się nie stało – mimo kilku pozytywnych reakcji ze strony zawodników nie było mowy nawet o większości, a co dopiero o przekonaniu Zarządu do zmiany zdania. Oficjalnie w Klubie brakowało środków na wynagrodzenie Trenera, bo prowadzone były inwestycje w infrastrukturę.

W ten sposób zakończyła się współpraca, po której obie strony obiecywały sobie znacznie więcej.

Żal Trenera po skończeniu pracy w Pruszowicach był innego rodzaju niż w Sołtysowicach. Wydaje mi się, że w Pruszowicach miał poczucie niedokończonej roboty. Sołtysowice to był projekt wieloletni i został zakończony w dobrej atmosferze, a obie strony poszły swoją drogą.

Tutaj tak nie było, ale z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało – to przypomina mi trochę sytuację, gdy dwoje ludzi się kłóci, ale nie podejmuje decyzji o rozstaniu “dla dobra dzieci”, żeby miały oboje rodziców. Czy naprawdę mają? Czy dorastanie w takiej toksycznej atmosferze to raj na ziemi? Czasami po prostu lepiej zamknąć za sobą drzwi, bo właśnie otwierają się inne… albo otwiera się okno!

Artur Drożdż zostaje grającym trenerem. Ja gram – zakładam, że gram do końca rundy i potem się zastanowię
Ponieważ życie nie lubi próżni i toczy się dalej, to w Klubie zaprowadzane są nowe porządki. Grającym trenerem zostaje Artur Drożdż i już po kilku dniach debiutuje w tej roli w meczu wyjazdowym z Burzą Godzieszowa. Wygrywamy 2:0, a ja bardzo dobrze wspominam ten mecz. Zobaczcie sami, ten w narożniku to ja 😉 https://www.facebook.com/share/v/r1846yNfSJBoHb2x/

Trener podejmuje rozmowy z Silesią i obejmuje drużynę od początku października 2022
A tymczasem, ponieważ życie nie lubi próżni i toczy się dalej Trener Jasiński podejmuje rozmowy z drużyną, z którą graliśmy ostatni mecz z nim na ławce trenerskiej w Dębie Pruszowice – Silesią Szymanów. Silesia przez cały poprzedni sezon ugrała dwa punkty. W tym sezonie po przegranej z Dębem Pruszowice jest jeszcze gorzej – dwa razy 0:10 i brak perspektyw na poprawę.

Obu stronom zależy na współpracy, więc dochodzą do porozumienia i tak zaczyna się nowy rozdział w karierze Trenera, w historii Silesii Szymanów i, jak podejrzewam, moim życiu (choć znów z odroczonym terminem rozpoczęcia).

Obserwuję, co się dzieje w Szymanowie
Zamiast dwucyfrówek, w krótkim czasie jest 1:4 i 0:4 z górą tabeli. Różnica jest widoczna, ale w ciągu kilku tygodni nie można zbudować niczego epickiego. Przez kolejne tygodnie my gramy swoje mecze, oni swoje i wymieniamy się z Trenerem wrażeniami i w rozmowie po jednym z meczów deklaruję przejście do Silesii od wiosny, a tę rundę chcę dograć w Pruszowicach. Nie chcę tracić rundy, bo przecież mam już skończone 44 lata i nie wiem, ile jeszcze tych spotkań przede mną. Później dowiedziałem się, że Pruszowice się spodziewały, że odejdę od razu i moje zostanie do końca rundy uznano w Klubie za pewne zaskoczenie.

W Pruszowicach nie ma wielkiej różnicy w wynikach
Raz wygrywamy, raz przegrywamy. Właściwie szybko okazuje się, że awans w tym roku nie wchodzi w grę. Mój przyjaciel Michał jest sfrustrowany, oficjalnie małą liczbą minut na boisku, nieoficjalnie chyba zmęczony. Odchodzi na początku października, jeszcze w trakcie rundy. Sławek zostaje i gra do dziś w Dębie Pruszowice. Ja odchodzę po rundzie jesiennej.

Co mam wspólnego z Harrym Potterem?
20 listopada 2022 gramy ostatni (przegrany) mecz ligowy z drugą drużyną GKS Mirków/Długołęka – niby wyjazdowy, ale jednak w Pruszowicach, bo boisko w Mirkowie nie zostało dopuszczone do gry.

Wieczorem następnego dnia (21.11.2022) klikam wyślij wiadomość na grupie:

„Panowie, Piszę już teraz, żeby od razu była jasność i czas na stworzenie silnej paki na wiosnę: podjąłem decyzję o przejściu do Szymanowa. Kiedy przechodziłem do Pruszowic, to tak naprawdę przechodziłem do Trenera Jasińskiego, który akurat został trenerem w Pruszowicach. Trenera Jasińskiego znam od ponad trzydziestu lat i wiele razem przeżyliśmy. Wcześniej – pomimo powrotu do Wrocławia – przez rok dojeżdżałem na mecze do Sędzisławia, odległego od Wrocławia o 100 km, bo i tak na weekendy tam bywamy regularnie odwiedzać rodzinę mojej Kaśki. Trener Jasiński przekonał mnie półtora roku temu do przyjścia do niego i historia wtedy zatoczyła koło – więcej o tym w moim wpisie na blogu: https://blog.rafaldlugosz.pl/futbol-futbol-futbol-przezyjmy-to-jeszcze-raz-cz-ii/ Pierwszą rundę jesienną mogłem z Wami tylko trenować, bo grałem jeszcze w moim poprzednim klubie. Nie chciałem ich zostawiać z dnia na dzień, bo byłoby to w moim przekonaniu nie fair. Tak samo z dnia na dzień nie chciałem odchodzić z Pruszowic. Biorąc pod uwagę te okoliczności sami rozumiecie, że moja decyzja mogła być tylko jedna. Chciałem dograć rundę do końca i pomóc w zdobywaniu punktów przez Dąb. Czasami się to udawało, często nie za bardzo. Trzymam kciuki, żeby wyniki na wiosnę były lepsze od jesiennych! Mam nadzieję, że jeszcze spotkamy się na murawie, a czy w tej samej drużynie? Nigdy nic nie wiadomo! Staram się trzymać zasady niepalenia za sobą mostów, czasami różne drogi potrafią się przeciąć więcej niż raz! Po wysłaniu tej wiadomości opuszczę obie grupy Dębu, więc jeśli macie chęć skomentować, to zapraszam na priv. Powodzenia i dzięki za wspólne treningi i grę. Wiele się nauczyłem, w końcu całe życie się uczymy! Pozdrawiam serdecznie, Rafał Długosz”

Wysyłając tę wiadomość mam w głowie fragment szóstej części Harry’ego Pottera (Harry Potter i Książę Półkrwi). A dokładniej: rozmowę nowego Ministra Magii Rufusa Scrimgeoura z Harrym na temat dyrektora Hogwartu Albusa Dumbledore’a, w której Scrimgeour próbuje przeciągnąć Harry’ego na swoją stronę:

„– No cóż, będę musiał pomyśleć o innych środkach.
– Niech pan próbuje – powiedział Harry obojętnym tonem.
– Ale wygląda pan na trochę mądrzejszego od Knota, więc sądzę, że nauczył się pan czegoś na jego błędach. Próbował mieszać się do Hogwartu i chyba pan zauważył, że nie jest już ministrem, natomiast Dumbledore nadal jest dyrektorem Hogwartu. Na pana miejscu zostawiłbym Dumbledore’a w spokoju. Zapadło milczenie.
– No cóż, teraz widzę, że odniósł sukces, w każdym razie jeśli chodzi o ciebie – rzekł Scrimgeour, wpatrując się w Harry’ego chłodno i twardo przez swoje okulary w drucianej oprawce.
– Jesteś jego człowiekiem na dobre i na złe, prawda, Potter?
– Tak, jestem. Dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy. I odwróciwszy się do ministra magii plecami, ruszył w stronę domu.”

Co mam wspólnego z Harrym Potterem? Nie chodzi o znajomość magii ani o wewnętrzną moc. Tak jak Harry Dumbledore’a w świecie magii, tak w moim świecie piłki nożnej ja jestem na dobre i na złe człowiekiem Trenera Marka Jasińskiego.

Po wysłaniu tej wiadomości rzeczywiście opuszczam grupę. Reakcje są nieliczne, ale pozytywne.

Od 23 listopada 2022 zaczynam treningi w Szymanowie
Przygotowanie do rundy wiosennej zaczynam już dwa dni później. Z władzami Dębu jestem umówiony, że tak samo jak w przypadku mojego przejścia na linii Lesk Sędzisław-Dąb Pruszowice zostanę po rundzie jesiennej wypożyczony do końca sezonu i potem bez opłaty związkowej zmienię klub. Im bliżej początku rundy, tym jaśniejszym się staje, że nasze ustne porozumienie nie będzie wiążące. Grający prezes Dębu zmienia zdanie i zgodę na transfer wyda dopiero po opłaceniu kosztów, jakie klub poniósł za moją rejestrację rok wcześniej (nic nie wiedziałem o takiej opłacie – być może była związana z przenosinami z okręgu jeleniogórskiego do wrocławskiego). Przez ten rok kalendarzowy rozegrałem 23 mecze (13 w a-klasie i 10 w b-klasie) i strzeliłem 4 bramki):




W mojej opinii nawet jeśli za ten transfer Dąb musiał zapłacić, to swoją grą na boisku już go spłaciłem. Fakty są jednak takie, że muszę zapłacić 200 zł z własnej kieszeni, żeby się wykupić z klubu, w którym już nie chcę grać. Oczywiście mógłbym odmówić i zaczekać rundę, a od następnego sezonu po prostu zgłosić się do gry w Silesii Szymanów. Skoro jednak nie chciałem odchodzić z dnia na dzień właśnie po to, żeby móc grać, to i tym razem chcę grać, a nie się obrażać i rezygnować tylko dla samego zrezygnowania. W Silesii w tamtym czasie się nie przelewa, więc płacę za siebie „wykupne” i przechodzę oficjalnie do Szymanowa. Byłem więc trochę jak Neymar, który też sam wykupił się z FC Barcelona 😉 https://polskieradio24.pl/artykul/1805249,neymar-wykupil-sie-z-fc-barcelony-podpisal-kontrakt-z-psg-i-rozbil-bank W sumie to wykupienie się nastąpiło w ostatniej chwili, bo pierwszy mecz nowej rundy tuż, tuż.

A ja z całą determinacją (podgrzaną do granicy wrzenia ostatnimi wydarzeniami związanymi z transferem) szykuję się na trzecią kolejkę rundy rewanżowej: 2 kwietnia 2023 – gramy na Silesia Arena w Szymanowie rewanż z Dębem Pruszowice! A jak było i czy potem nasze drogi się jeszcze skrzyżowały, dowiecie się już niedługo!

Zobacz poprzednie odcinki:
Część I https://blog.rafaldlugosz.pl/futbol-futbol-futbol-przezyjmy-to-jeszcze-raz-cz-i/
Część II https://blog.rafaldlugosz.pl/futbol-futbol-futbol-przezyjmy-to-jeszcze-raz-cz-ii/
Część III https://blog.rafaldlugosz.pl/futbol-futbol-futbol-przezyjmy-to-jeszcze-raz-cz-iii/
Część IV https://blog.rafaldlugosz.pl/futbol-futbol-futbol-przezyjmy-to-jeszcze-raz-cz-iv/

Podobne wpisy

4 komentarze

  1. Szalony gang? Zakapiory????⁉️ Harry Potter? I nawet rodzina Kaśki! Lekko i przyjemnie się to czyta. O tych dzikach i dębach…

  2. Mam nadzieję (oby ze względu na stan zdrowia – nie próżną), że kiedyś dane mi będzie przegadać z Tobą w tych “tematach” choć jedną godzinę (no może dwie…), a może noc (bo nie ma to jak nocne Polaków rozmowy…).
    Cholera, jesteś niesamowity Rafale – toć to nie tylko historia lokalnego futbolu, lecz cały wykład o filozofii nie tylko tej dyscypliny sportu!
    Gratuluję i piłkarsko pozdrawiam

    1. Mirku, dzięki za dobre słowo! Bardzo chętnie, tym bardziej, że niedługo będzie dodatkowy powód (więcej info niebawem!) 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *