Wrocławska Gastronomiczna Podróż Sentymentalna – Epilog

Dla przypomnienia: nasza Wrocławska Gastronomiczna Podróż Sentymentalna z 16 lipca 2021 nie była planowana. Nieco przypadkiem trafiliśmy do baru „Witek” na Wita Stwosza we Wrocławiu, a potem „idąc za ciosem” zjadłem „loda mojej młodości” na Komandorskiej. 

Więcej szczegółów w dwóch wpisach:

Cz. I: https://blog.rafaldlugosz.pl/wroclawska-gastronomiczna-podroz-sentymentalna-cz-i-bar-witek/

Cz. II: https://blog.rafaldlugosz.pl/wroclawska-gastronomiczna-podroz-sentymentalna-cz-ii-lody-na-komandorskiej/ 

Przed epilogiem właściwym parę słów o szperaniu po internecie

Po powrocie do domu, jeszcze rozemocjonowany, zacząłem rozmyślać nad doświadczeniami z tego popołudnia/wieczoru. Zadziałał przy tym podobny mechanizm, który występuje u mnie po obejrzeniu filmu, który zrobił na mnie duże wrażenie. Zaczynam wtedy szperać w Internecie w poszukiwaniu recenzji, ciekawostek, chcę dowiedzieć się czegoś więcej i porównać moje wrażenia z opiniami innych. Dlaczego w tej kolejności, a nie odwrotnie? Z kilku powodów:

– w 2007 roku, kiedy wzięliśmy naszego psa Stefana, postanowiłem z tej okazji i na tę okazję kupić aparat fotograficzny. Postanowiłem zabrać się do tego metodycznie i wybrałem kilka modeli, po czym zagłębiłem się w lekturę komentarzy i opinii na ich temat. Wybrałem jeden, z bardzo dobrymi opiniami, a po zakupie okazało się, że jakość zdjęć jest baaardzo odmienna od tych opinii. To chyba wtedy dowiedziałem się, że oprócz „czarnego PR” w Internecie można też znaleźć pozytywne opinie napisane na zamówienie (koniec końców za dopłatą wymieniłem tamten kiepskiej jakości model na inny – taki, który sam wypróbowałem na miejscu, w sklepie i uznałem, że mi pasuje);

– w 2014 roku wybraliśmy się na wakacje do Tunezji. Miejsce zostało wybrane wspólnie ze znajomymi, zapłaciliśmy za wyjazd i pozostało czekać na rozpoczęcie urlopu. Na kilka dni przed wyjazdem (ciekawość zwyciężyła) weszliśmy na stronę z opiniami o hotelu, do którego się wybieraliśmy. Po przejrzeniu kilku wpisów postanowiliśmy z Kasią (moją żoną, jakby ktoś nie wiedział) jednak przerwać czytanie. Nie chcieliśmy bowiem jechać z określonym nastawieniem, zwłaszcza że niektóre z opinii były dość alarmujące i moglibyśmy się niepotrzebnie uprzedzić (koniec końców wyjazd wspominamy bardzo dobrze – po powrocie sprawdziłem stronę z opiniami; z większością z nich trudno mi było się zgodzić, a z kilkoma innymi się nawet zgodziłem, ale rzeczy w nich omówione nie miały wielkiego wpływu na moje ogólne postrzeganie tego miejsca i całej atmosfery wyjazdu);

–  kilka lat temu przeczytałem kilka artykułów na temat tak zwanych „farm trolli” (przykładowe: https://www.tvp.info/52062709/rosyjska-farma-trolli-byly-pracownik-agencji-fan-nasza-norma-to-120-komentarzy-dziennie-facebook-twitter-i-youtube-tvp-info albo https://www.rp.pl/spoleczenstwo/art9159111-farma-trolli-za-dotacje-od-panstwa-sledztwo-newsweeka) i obejrzałem filmy „Hakowanie świata” (dostępny na przykład na Netfliksie) i „Sala samobójców. Hejter” (dostępny na przykład na Netfliksie jako po prostu „Hejter”). Wszystkie te artykuły/filmy łączy jedno: pokazują świat, w który trudno uwierzyć, który jest dość ponury i rozczarowujący. Jednak wiedza, że taki świat może istnieć daje dużo dobrego: nie bierzemy za dobrą monetę wszystkiego, co przeczytamy/zobaczymy, tylko gdzieś z tyłu głowy mamy świadomość, że być może rzeczywisty obraz danej sytuacji czy danego zdarzenia jest inny od tego, który ktoś przedstawił (nie znamy przecież powodów takiego a nie innego przedstawienia relacji z danego zdarzenia czy treści opinii umieszczonej w Internecie).

Powróćmy jednak do chęci znalezienia czegoś więcej na temat tostów u Witka i lodów na Komandorskiej po tej Wrocławskiej Gastronomicznej Podróży Sentymentalnej. Podróży spontanicznej, ale nawet gdyby była podróżą zaplanowaną, to i tak po opinie i wnioski z Internetu sięgnąłbym dopiero po powrocie do domu. Oto, czego się dowiedziałem: 

Co mówi Internet na temat tostów u Witka 

Pierwszy artykuł, który znalazłem wyjaśnił wiele (ładnie napisane, zachęcam do rzucenia okiem): https://www.wroclaw.pl/bar-witek-zmarl-wlasciciel-tadeusz-gawecki

Okazało się, że pan Tadeusz Gawęcki, właściciel Baru Witek zmarł w marcu 2020 roku. Artykuł przypomniał zdarzenia z lat 90-tych XX wieku, kiedy to istnienie baru było zagrożone i jedną z pierwszych akcji społecznych: petycję w obronie czegoś ważnego dla ludzi, i to w czasach przedinternetowych. Jak widać, była to akcja zakończona sukcesem i Bar Witek przetrwał zawirowania z tamtych lat, a nawet odejście z tego świata jego właściciela. Kiedy spoglądałem na zdjęcie pana Tadeusza w tym artykule, to właśnie takim go pamiętam.

Drugi artykuł:https://www.tuwroclaw.com/wiadomosci,slynny-bar-z-tostami-ma-wlasnego-krasnala-na-czesc-zmarlego-wlasciciela-zdjecia,wia5-3273-56184.html

pokazuje, że wrocławianie pamiętają – przy Barze Witek jakiś czas temu stanął, na cześć zmarłego właściciela, krasnal. Wrocław jest znany ze swoich krasnali, które można znaleźć w różnych miejscach miasta. I właśnie o taką figurkę krasnala (przypominającego wyglądem pana Tadeusza Gawęckiego) powiększyła się wrocławska kolekcja krasnali (szacuje się, że na końcu października 2021 roku jest ich około 400 w całym mieście).  .

Strona na FB jest tutaj: https://www.facebook.com/BarWitekWroclaw/,  a strony internetowej brak (kiedyś była, teraz domena jest na sprzedaż – być może na wszystko, co wiąże się z prowadzeniem działalności nie wystarcza czasu). 

Co mówi Internet na temat lodów na Komandorskiej

Przeglądając Internet w poszukiwaniu wiadomości o lodach na Komandorskiej trafiłem na ich stronę główną, a na niej na zakładkę „O nas”: https://www.komandorska.com/about.html – kawał historii w jednym miejscu! Nie wiedziałem, że to miejsce raczy wrocławian lodami już od ponad 50 lat. W górnej części tej strony można zobaczyć, jak to miejsce wygląda dziś, a jak wyglądało w czasach, które opisałem w drugiej części wpisu (czyli tu: Cz. II: https://blog.rafaldlugosz.pl/wroclawska-gastronomiczna-podroz-sentymentalna-cz-ii-lody-na-komandorskiej/) Kto tam bywał dwadzieścia kilka lat temu, ten może odświeżyć sobie pamięć. A kto nie miał okazji, ten może poczuć namiastkę tego klimatu.

Cukiernia na Komandorskiej ma też swoją (regularnie aktualizowaną) stronę na FB: https://www.facebook.com/cukiernia.komandorska 

Ja stronę Cukierni na Komandorskiej (podobnie jak stronę Baru Witek) na FB polubiłem. 

Jeszcze słowo o recenzjach w Internecie 

Zacząłem ten wpis od recenzji w Internecie. Na kilku słowach na ten temat chcę również skończyć. Zwyczaj recenzowania (często negatywnego) nie powstał (jak mogłoby się wydawać) w czasach internetowych. Owszem, Internet zwiększa zasięg i łatwość przekazania światu takich opinii, ale ludzie chcieli dzielić się swoimi uwagami znacznie wcześniej. Już w 1954 roku uchwałą Rady Państwa i Rady Ministrów z 14 grudnia 1950 roku „w sprawie rozpatrywania i załatwiania odwołań, listów i zażaleń ludności oraz krytyki prasowej” pojawiły się w Polsce w placówkach handlowych i gastronomicznych Książki skarg i wniosków, zwane też Książkami skarg i zażaleń.

Ta druga nazwa chyba lepiej oddawała charakter wpisów do takich książek. Zadowolony klient ma znacznie mniejszą chęć podzielić się ze światem swoimi wrażeniami od klienta niezadowolonego. Można przyjąć, że zadowolony opowie o firmie średnio 3 znajomym, a niezadowolony 10 (albo i więcej). 

Ciekawy artykuł o Książkach skarg i wniosków z Expressu Bydgoskiego znajdziesz tutaj: https://expressbydgoski.pl/klient-zyczy-sobie-maslanke-bez-much/ar/11016811 Kto pamięta, temu przypomną się dawne czasy. A kto nie pamięta, może się czegoś nowego dowiedzieć. W artykule są bowiem zacytowane wpisy z książek skarg i wniosków. Ciekawych rzeczy dowiesz się z tego artykułu: – co robiła kelnerka w barze „Flis” w godzinach wieczornych; – co sprzedała ekspedientka zamiast 3 kg cukru; a nawet – jakich perypetii doświadczył jeden z klientów chcący wpisać się do takiej książki.

Gorąco polecam lekturę!

Na zakończenie 

Wracając do odwiedzonych przeze mnie miejsc: smaku tosta czy loda ani klimatu miejsca nie poczujesz przez Internet i nie wyrobisz sobie SWOJEJ opinii na te kwestie bez sprawdzenia naocznie (nazębnie?), czy TOBIE pasuje. 

W filmie Matrix Morfeusz mówi: „Niestety, nikomu nie można powiedzieć, czym jest Matrix. Musisz to zobaczyć na własne oczy”. A Ty, znając już trochę historii tych miejsc, musisz zobaczyć na własne oczy i poczuć smak wrocławskich tostów u Witka i lodów na Komandorskiej. No i całej masy innych rzeczy (nie tylko do jedzenia i picia). W moim przypadku ta metoda się sprawdza, więc może zadziała i u Ciebie!? Zachęcam do spróbowania!

0 shares Udostępnij0 Tweet0 Udostępnij0

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *