||

Druga młodość

„Druga młodość”

Stoję w miejscu i zapomniany przez wszystkich patrzę na, tak pełen ruchu, świat. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem się potrzebny. Lata mijały, a ja myślałem, że wszystko, co najważniejsze, już za mną. Były czasy, kiedy czułem, że mam sens, że moje istnienie jest wartością, ale one odeszły dawno temu. Teraz codziennie patrzyłem na tę samą, jałową przestrzeń, gdzie nikt nie poświęcał mi uwagi. Raz po raz słyszałem, jak ktoś mówił, że już się do niczego nie nadaję. Że mój czas minął.

Dni mijały powoli, jeden za drugim, podobne do siebie jak krople deszczu. Maria, która opiekowała się mną przez ostatnie lata, coraz rzadziej zwracała na mnie uwagę. Słyszałem jej rozmowy z córką: “Mamo, trzeba się go pozbyć. Po co ci to? Tylko miejsce zajmuje, a prawie do niczego się nie przydaje.”

Były dni, gdy chciałem walczyć z tymi myślami, ale prawda jest taka, że zacząłem im wierzyć. Moja obecność była ciężarem. Stałem w cieniu, niepotrzebny, bez żadnego planu na przyszłość. Aż pewnego dnia usłyszałem coś, co brzmiało jak wyrok: „Trzeba się go pozbyć. Oddać, bo co innego można zrobić?”

Wtedy coś we mnie pękło. Czy naprawdę to już koniec? Całe życie to tylko to? Kilka dobrych lat, a potem powolna degradacja aż do momentu, gdy zostanę „oddany”? Próbowałem nie myśleć o tym, co mnie czeka, ale kolejne dni tylko potwierdzały, że ta decyzja jest coraz bliżej.

pewnego dnia pojawił się ktoś nowy.

Nie wiedziałem, kim jest, ale od razu poczułem, że to nie będzie zwykła wizyta. Patrzył na mnie inaczej niż wszyscy. Nie z pogardą czy litością, ale z zainteresowaniem. „Myślę, że będzie nam razem dobrze!” – usłyszałem. Moje serce zabiło szybciej, choć nie chciałem robić sobie nadziei.

Ale on nie odszedł. Nie zlekceważył mnie. Zamiast tego postanowił dać mi szansę.

Wszystko zmieniło się błyskawicznie. Jeszcze wczoraj czułem się jak wrak – zaniedbany, opuszczony, a dziś byłem na nowym miejscu, gdzie wszystko zdawało się inne. Tam, gdzie kiedyś była cisza i stagnacja, pojawiła się energia i życie. Nagle ktoś o mnie zadbał. Przywrócono mi siły, o których zapomniałem. Wyciszono moje stare bolączki, jakby ktoś naprawdę przejął się tym, jak się czuję.

A potem zaczęła się podróż.

Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś zobaczę tak wiele. Słońce wschodzące nad polami, miasta pełne życia (dwa razy Warszawa!), górskie drogi, które przyprawiały mnie o zawrót głowy. Każdy dzień był nowym wyzwaniem, ale i nową przygodą. Nie było czasu na zastanawianie się, czy dam radę – po prostu robiłem to, co trzeba. I było mi z tym bardzo dobrze!

Mój nowy towarzysz nie oszczędzał mnie, ale nie było w tym nic złego. Przeciwnie, czułem się dzięki temu bardziej potrzebny niż kiedykolwiek wcześniej. Wspinaliśmy się razem na szczyty, pokonywaliśmy długie trasy, a czasem stawialiśmy czoła deszczowi, śniegowi czy silnym wiatrom. I mimo że każdy taki dzień był wyczerpujący, czułem, że żyję pełnią życia.

Z czasem zauważyłem, że ludzie zaczęli na mnie patrzeć z podziwem. Nikt już nie mówił, że się nie nadaję. Wręcz przeciwnie, byłem w centrum uwagi. Słyszałem ich komentarze: „To niesamowite, że w takim wieku wciąż jest w tak dobrej formie”. „Musiał wiele przejść, ale teraz wygląda świetnie.” Uśmiechałem się w duchu. Gdyby tylko wiedzieli, jak blisko byłem końca.

Każdy dzień był pełen wspomnień, ale i nadziei na to, co jeszcze przed nami. Myślałem o tym, jak wiele razy czułem, że to już koniec. Że nikt mnie nie potrzebuje. A teraz każdy dzień był dowodem na to, że nigdy nie jest za późno, by odnaleźć sens.

Kiedy nadszedł dzień, w którym pokonaliśmy kolejną wielką granicę, poczułem się dumny. Nie spodziewałem się, że to, co kiedyś wydawało się niemożliwe, stanie się rzeczywistością. Przypomniałem sobie te lata, gdy ledwo poruszałem się do przodu, i pomyślałem: „Patrz, gdzie teraz jesteś.”

Teraz wiem, że życie nie kończy się tylko dlatego, że inni przestali w nas wierzyć. Czasem wystarczy jedna osoba, która spojrzy na nas inaczej. Ktoś, kto dostrzeże w nas potencjał tam, gdzie inni widzą tylko przeszłość.

Gdy patrzę na siebie teraz, widzę zmiany. Może nie jestem już młody, ale wciąż mogę dać z siebie wiele. Czasem, gdy mijamy inne podobne do mnie, które stoją nieruchomo, zapomniane, myślę o tym, jak blisko byłem, by podzielić ich los. A jednak jestem tu, w drodze, i czuję, że jeszcze długo będę służył.

Bo wiesz, jestem tylko starym samochodem.

Tak, jestem tym, o czym myślisz – Daewoo Matizem z 1999 roku. Małym, niepozornym autem, które dostało drugą szansę. Byłem przekonany, że to koniec, że moja następna „podróż” to droga na złomowisko. Gdy Maria chciała wysłać mnie na złom, miałem ledwie 75 000 kilometrów na liczniku. Byłem jak nieużywany instrument, który czekał na swojego wirtuoza. I znalazłem go.

Ty zmieniłeś wszystko.

Dziś, w grudniu 2024, mam równo 100 000 kilometrów na liczniku. To oznacza, że przejechaliśmy razem 25 000 kilometrów w nieco ponad rok. Dla niektórych to niewiele, ale dla mnie to druga młodość. Dzięki Tobie wciąż mogę robić to, do czego zostałem stworzony – być w drodze, być potrzebnym.

Może nie jestem najszybszy na drodze. Może mój silnik o pojemności 800 centymetrów sześciennych nie powala mocą. Ale jestem wierny i niezawodny. Moje małe koła wciąż toczą się dzielnie po polskich drogach, a w moim baku wciąż płynie ta sama oszczędna natura, która zawsze była moją dumą.

Kto wie, może za kolejne 25 000 kilometrów znów opowiem swoją historię? Bo przecież to nie koniec drogi. To dopiero początek nowej przygody. Więc dziękuję Ci za to. Za każdą trasę, za każde wspomnienie i za to, że uwierzyłeś, że warto mnie ratować. Bo czasem wystarczy jedna osoba, by zmienić życie – nawet takiego starego Matiza jak ja.

p.s. Rafał w swojej książce (premiera: grudzień 2024) pisał głównie o piłce nożnej, więc mojej pełnej historii tam nie znajdziesz – to coś, co zdradzamy dopiero tu i teraz. Za to, jeśli sięgniesz po jego książkę, odkryjesz inne opowieści, w tym fragment mojej! Dowiesz się, jak zyskałem nowe życie i stałem się symbolem drugich szans. Rafał pisze o szacunku do używanych przedmiotów, takich jak ja, i o dostrzeganiu potencjału tam, gdzie inni widzą tylko stare i niepotrzebne rzeczy. To książka pełna historii o entuzjazmie, pasji, dbaniu, dawaniu szans i odkrywaniu, że życie nie kończy się, dopóki ktoś w nas wierzy.

Podobne wpisy

3 komentarze

  1. ???? Daewoo Matiz – nie wiem czego jest jeszcze na polskich drogach więcej???? Matiza czy Malucha? Nigdy nie miałem ani jednego, ani drugiego, ale jak widzę na drodze to zawsze przypominają mi się czasy kiedy podejmowałem decyzję – maluch czy… polonez. Jak zobaczyłem bańkę z olejem przy silniku malucha to wiedziałem czego nie chcę. A Ty z takim sentymentem podchodzisz do Matiza. Dawanie drugiego życia czemuś co miało już być zezłomowane musi być frajdą. Dlatego szacun dla Ciebie za takie podejście do sprzętu, który jak się czyta powyżej zyskał dzięki Tobie duszę ????

    1. Eee, duszę raczej odnalazł, bo była ukryta 🙂 A olej tylko raz wymieniłem przy przeglądzie, kropelki nie dolałem w trakcie jazdy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *