|||

Zawodowiec i amator

Zapomniany talent

Stałem tam, na wielkim, pustym parkingu. Jak każdy młody zawodnik, pełen nadziei i gotowości do gry, czekałem na swoją szansę. Każdy dzień przynosił nowe myśli: „A może dziś ktoś mnie zauważy? Może to dziś usłyszę, że jestem potrzebny?”. Miałem wszystko, czego można oczekiwać od nowoczesnego gracza – byłem szybki, wytrzymały, przygotowany na długie lata gry na najwyższym poziomie.

Ale zamiast rywalizować na boisku, patrzyłem, jak inni wyruszają do swoich drużyn, a ja wciąż stałem w tym samym miejscu. Prawda jest taka, że ktoś kiedyś złożył obietnicę, że mnie weźmie. Że będę częścią jego zespołu. A potem… zmienił zdanie.

Nowy początek

Minęły miesiące. Przez szybę widziałem, jak w moim miejscu pojawiają się nowi, młodsi ode mnie, choć i tak byłem wciąż młody – bo jak można być starym, mając ledwo kilkanaście miesięcy? Czułem jednak, że jeśli nic się nie zmieni, skończę jak wielu innych: na bocznym torze, zanim w ogóle zdążę pokazać, na co mnie stać.

Aż pewnego dnia pojawili się Kasia i Rafał.

Nie wiedziałem wtedy, kim są, ale od razu poczułem, że to ktoś inny. Spojrzeli na mnie, tak jak menedżerowie patrzą na młodego zawodnika z potencjałem. „Jest szybki, ma moc. Wystarczy trochę pracy, a będzie gotowy do wielkiej gry.” A potem powiedzieli coś, co odmieniło moje życie: „Bierzemy go.”

Gra na najwyższym poziomie

Od tamtej chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie. Zacząłem grę na najwyższym poziomie. Każdy dzień to nowe wyzwania – dalekie trasy, szybkie tempo, intensywne warunki. Od razu wiedziałem, że nie jestem przeznaczony do krótkich wypadów czy spokojnego życia amatora. Byłem jak młody zawodnik w profesjonalnej lidze – głodny sukcesu, gotowy do pokonywania granic.

I tak się zaczęło. Przez pierwsze miesiące przystosowywałem się do tempa gry. Nocne wyjazdy, długie trasy – nic nie było mi straszne. Byłem nowoczesny, pełen energii, jak zawodowy piłkarz, który właśnie podpisał swój pierwszy kontrakt. Każdy kilometr dodawał mi pewności siebie. Każda podróż była jak mecz, który musiałem rozegrać bezbłędnie.

Spotkanie z Matizem

A potem pojawił się Matiz.

Muszę przyznać – z początku patrzyłem na niego z góry. Jak młody profesjonalista może patrzeć na kogoś, kto gra w piłkę amatorsko. Miał na liczniku 75 000 kilometrów i uważał, że to osiągnięcie. Ja? Już dawno miałem za sobą 100 000 i dopiero się rozkręcałem. On był starszy, wolniejszy, a jego osiągnięcia wydawały się… skromne.

Ale coś mnie w nim fascynowało.

Miał w sobie upór, determinację i wolę walki, której brakowało nawet niektórym „zawodowcom” jak ja. Owszem, nie osiągał wielkich rzeczy, ale w swoim świecie robił wszystko, co mógł. I robił to dobrze. Zacząłem dostrzegać, że jego wartość nie tkwiła w liczbach czy w szybkości, ale w sercu, z jakim podchodził do każdego zadania.

Dwa różne światy, jedna pasja

Z czasem przestałem porównywać nas na zasadzie „kto jest lepszy”. Zrozumiałem, że nasze historie są różne, ale każda z nich jest warta opowiedzenia. Matiz to amator, który gra w niższych ligach, ale dla niego każdy mecz jest jak finał Ligi Mistrzów. Ja jestem zawodowcem, który mierzy wysoko i goni za rekordami, ale czy to oznacza, że moje osiągnięcia są ważniejsze?

Rekord, który mówi sam za siebie

Dziś, na początku lutego 2025 roku, osiągnąłem coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Na moim liczniku właśnie wybiło 600 000 kilometrów. Sześćset tysięcy!

Dla większości „graczy” w mojej lidze to wynik niemal niemożliwy do osiągnięcia. Większość z nich kończy karierę przy 200 000, może 300 000, jeśli mają szczęście. A ja? Wciąż gram. Wciąż jestem na boisku, gotowy do kolejnego meczu.

Zaufanie do trenera kluczem do sukcesu

Co więcej, moim głównym trenerem została Kasia – żona Rafała. To ona prowadzi mnie przez kolejne wyzwania, nieskończone przejazdy na trasie Warszawa-Wrocław i wielu innych, gdzie liczy się precyzja i wytrzymałość. Mam do niej pełne zaufanie, bo wiem, że relacja na linii trener-podopieczny to fundament sukcesu. Dzięki niej gram na najwyższym poziomie i nigdy nie zwalniam. Z Rafałem też dobrze mi się pracuje, ale to z Kasią mamy za sobą szmat drogi!

Szacunek dla każdej drogi

Matiz niedawno świętował swoje 100 000 kilometrów. Pamiętam, jak mówił o tym z dumą. I słusznie. To, co dla mnie jest jednym z wielu etapów kariery, dla niego było życiowym osiągnięciem.

Kiedy patrzę na nas obu, widzę różnice, ale i podobieństwa. Ja jestem jak zawodowy piłkarz, który trafił do najlepszej ligi, ma wsparcie trenerów i najlepsze warunki do gry. On jest jak Rafał – piłkarz-amator, który grał w niższych ligach w Polsce, gdzie sukcesem nie jest sława, ale sam fakt, że można wyjść na boisko.

Bo życie to nie tylko wielkie sukcesy i rekordy. To także te małe zwycięstwa, które dla jednych są drobnostką, a dla innych – szczytem możliwości.

Każdy ma swoją ligę

Matiz, choć nie dorówna mi osiągnięciami, jest moim równym partnerem. Jest dowodem na to, że nieważne, w jakiej lidze grasz – ważne, jak bardzo kochasz to, co robisz. On pokazuje, że nawet w niższych ligach można grać z pasją, a ja jestem przykładem, że przy odpowiednich warunkach można sięgać gwiazd.

Więc dziś, gdy patrzę na nasze dwa liczniki – jego skromne 100 000 i moje imponujące 600 000 – nie czuję wyższości. Czuję dumę, że obaj jesteśmy częścią tej samej drużyny. Bo każdy z nas wnosi coś, czego nie da się zmierzyć kilometrami. Ba, jednego razu wybraliśmy się we czwórkę (Kasia, Rafał, Matiz i ja) z Wrocławia do Warszawy. I wiecie co? Matiz z Rafałem na pokładzie dał radę! A potem my z Kasią zostaliśmy, a oni jeszcze w nocy wrócili z powrotem do Wrocławia, bo Rafał grał jakiś mecz… też wytrzymali zawodnicy!

I to jest piękno tej gry.

A ja nazywam się i30. Hyundai i30.

Być może zainteresuje Cię też pierwszy wpis w tej dwuodcinkowej serii: https://blog.rafaldlugosz.pl/druga-mlodosc/

PS Rafał w swojej książce (znajdziesz ją tu: https://mojapierwszapolowa.pl/) pisał głównie o piłce nożnej, więc mojej historii tam nie znajdziesz – to coś, co zdradzamy dopiero tu i teraz. Za to, jeśli sięgniesz po jego książkę, odkryjesz inne opowieści, w tym fragment historii Matiza! ???? Dowiesz się, jak zyskał nowe życie i stał się symbolem drugich szans. Rafał pisze o szacunku do używanych przedmiotów, takich jak Matiz, i o dostrzeganiu potencjału tam, gdzie inni widzą tylko stare i niepotrzebne rzeczy. To książka pełna historii o entuzjazmie, pasji, dbaniu, dawaniu szans i odkrywaniu, że życie nie kończy się, dopóki ktoś w nas wierzy. ✨

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *